Każdy chce być asertywny. To jest już długo bardzo modne, by używać zwrotów: „chcę być bardziej asertywny”, „powinienem zachować się bardziej asertywnie”, „musisz być bardziej asertywna” itd. itp. Czy ktoś coś więcej na ten temat czytał, jakoś się dowiadywał, czy po prostu słyszał w rozmowach, każdy mówi, że „trzeba być asertywnym i mówić <NIE>. Mówienie „NIE” jest chyba sztandarowym hasłem asertywności. I niestety to jest czasem pułapka, szczególnie gdy temat zna się tylko ze słyszenia. W sumie nie jest to nawet dziwne, bo przecież brak asertywności najwidoczniej i najdotkliwiej przejawia się właśnie w braku umiejętności mówienia „NIE”. Pod pojęciem asertywności kryje się jednak o wiele więcej. Mówienie „NIE”, czyli obrona własnych granic to jedna strona medalu. Aby być prawdziwie asertywnym trzeba też umieć uszanować cudze granice. Z tym najeżdżaniem, rozjeżdżaniem granic innych osób jest różnie. Osoba – nazwijmy to „połowicznie” asertywna, czyli potrafiąca mówić „NIE” może w dalszym ciągu nie mieć przepracowanej kwestii granic i mimo że otrzymuje sygnał, że jej granice są naruszane, nie ma wyczucia i świadomości, że narusza cudze.Taka osoba nie zaatakuje nas głośno, obraźliwie, czyli w sposób oczywisty, bo to nie jej stylu. Naruszy jednak nasze granice w sposób subtelny z pomocą manipulacji i umiejętnego wzbudzania poczucia winy. Z miną: „nikt tak dobrze dla Ciebie nie chce, jak ja”, „przecież chcę Ci pomóc”.  Niestety odczujemy to tak samo jak atak wprost, a może i gorzej, bo nie ma nic gorszego niż atak przykryty pozornie dobrą wolą i uśmiechem. To, co w nas najbardziej nasze i tak zostaje zaatakowane. Ktoś nie szanuje naszych granic i to w imię naszego dobra. To może mieć właśnie maskę słynnej pomocy na siłę. „Pomogę Ci. – Nie, dziękuję. – Pomogę Ci. Nie, dziękuję. – Pomogę Ci. – Nie trzeba. – No to Ci pomogę”. Ktoś często, na naszym terenie, narzuca nam się z pomocą, której nie chcemy, nie akceptujemy, bo jest ona ingerencją w naszą prywatność, w naszą sferę intymną, którą mamy zarezerwowaną tylko dla siebie bądź siebie i domowników. Trzeba zaznaczyć, że ta sfera osobista jest różna u różnych osób. Jednak jedno jest pewne, że ta sfera zmienia swoją wielkość. Zależy to nie tylko od nas, ale też od osób, z którymi się stykamy. Nie jest tak, że jesteśmy sztywniakami, którzy nie wpuszczają innych na swój teren i nie pozwalają poruszać się innym po swoim domu. Bardzo dużo zależy od tego, czy osoby, które nas odwiedzają naruszyły już wcześniej nasze granice czy nie. Jeśli ktoś szanuje nasze granice, to otwieramy przed nim wiele drzwi, bo wiemy, że to co dla nas ważne nie zostanie „sprofanowane”. Inaczej gdy ktoś „wchodzi z butami” tam, gdzie go nikt nie zaprasza. Taka osoba ma i powinna mieć znak stop postawiony tuż przy progu. Nikt nie może od tak sobie wejść do nas i „zatańczyć” na naszym terenie, spychając nas z roli właścicieli, o pełnych prawach gospodarzy, do osób biernie chodzących pod dyktando gości (niezależnie jak bliską rodziną by byli). Każdy musi wiedzieć, że kiedy zadaje komuś pytanie czy zwraca się do kogoś z prośbą, to czy pyta czy prosi ma 50:50 procent szans, że pytany zgodzi się lub odmówi. Najmilszej i najwspanialszej propozycji pomocy mamy prawo odmówić. A osoba, której rzekomo na nas zależy, ma obowiązek uszanować naszą odmowę. My zaś – mając zdrowo ustawione granice – powinniśmy poczuć gniew, irytację, niepokój, bo to właściwe sygnały, które informują nas, że nasze granice są zagrożone. Inaczej ten, kto chce nam pomóc i robi to, wbrew naszemu oponowaniu, rozjeżdża nasze granice. Nikt bez naszej zgody nie może pomagać nam w naszym domu. Nie może też zmusić nas, wzbudzając poczucie winy, abyśmy odstąpili od naszego prawa do odmowy. Nie może nas szantażować emocjonalnie poprzez płacz i obrażanie się, a nawet zwoływanie popleczników. Jeśli to robi, to jej problem i może nas nie odwiedzać, dopóki się z nim nie upora. Tak, wiem, to może się wydać brutalne, lecz jest nieuniknione, jeśli chcemy sami czuć do siebie szacunek. Niedopuszczalne jest też niezwracanie uwagi na czyjeś granice w imię źle pojętej kultury i luzu. Można poruszać się po czyimś domu  i czuć luźno, jednak naruszanie granic z luzem nie ma nic wspólnego. „Czuj się, jak u siebie, ale nie zapominaj, że jesteś gościem” – to powiedzenie chyba najlepiej to oddaje. Gość ma się poruszać po domu „ścieżkami”, które udostępnił mu gospodarz, a nie wprowadzać swoje rządy i narzucać swoją wolę. To przecież też z kulturą nie ma nic wspólnego. Kto nie szanuje moich granic, nie szanuje mnie. Kto nie szanuje mnie, nie szanuje niczego, co jest moje, dlatego nie może mieć do tego swobodnego dostępu i to niezależnie od tego, kim jest. Przecież to gospodarze mają czuć najbardziej komfortowo we własnym domu – jak u siebie, a nie gość. Ten ostatni – nie będąc u siebie, jeśli mu się nie podoba może wyjść i wrócić, kiedy postanowi uszanować nasze granice. Jeśli to Cię nie przekonało, by postawić mur najeżdżającemu Cię czołgowi, to wiedz, że patrzą na Ciebie dzieci i biorą przykład. To my im pokazujemy, gdzie są nasze i ich granice.

Dodaj komentarz