Mam ochotę napisać, że wszystko. I ten radykalny wniosek wysnułam na przykładzie mojego Młodszego syna. Kiedy Starszy był w jego wieku wydawało mi się, że nie rozumiał aż tyle. Jednak rozwijają się, patrząc po faktach, w tym samym tempie, więc wiem, że to nieprawda. Skąd się więc bierze odczucie tej różnicy. A ma to właśnie związek z uczuciami. Na Starszego syna patrzyłam przez pryzmat rozumu, a na Młodszego – dzięki podejściu akceptującemu uczucia, przez uczucia właśnie. Przykład trochę dla mnie spektakularny. „Masz wybór, albo odchodzisz od płytek albo odnoszę Cię do łóżeczka” – powiedziałam do Młodszego, bo nie chciałam iść do niego i odciągać go siłą od regału z płytami. Młodszy odraczkował od półki z płytkami i wychylił się zza fotela z szerokim uśmiechem. W oczach było widać, że zrozumieliśmy się doskonale. 10 miesięcy i wybór, który dałam, został w pełni zrozumiany i nawet pojawiła się myśl, żeby go z szelmowskim uśmiechem zakwestionować. Bo oczywiście, jak mały kotek, podchodzi do tej półki regularnie, żeby sprawdzić, czy tym razem się uda, bo może nie zobaczymy albo zmienimy zdanie. Akcje z podchodzeniem do czegoś, rozumieniem naszych napomnień przez Młodszego było i jest wiele. Doszło nawet do tego, że stał przy szafce z paprotką i udawał, że dotyka liści, po to, żebym myślała, że naprawdę dotyka, i się śmiał w głos, jak się orientowałam, że mnie nabiera.  Tak, tak albo nie, nie. Tak – mam zwyczajne dziecko, tak – to normalne w tym wieku, że dzieci mają już rozwinięte dość mocno poczucie humoru. I Nie – nie zmyślam i nie chwalę się. Chcę pokazać, że PODEJŚCIE RODZICA MA OGROMNY WPŁYW NA ZACHOWANIE DZIECKA. To pewnie wiecie doskonale, więc dodam że OD NAJWCZEŚNIEJSZYCH MIESIĘCY ŻYCIA. Podejście zaczerpnięte z książki „Jak mówić…” zaczęłam zaszczepiać u siebie prawie rok temu. Włożyłam w to ogromny wysiłek i rezultaty widać po mojej relacji ze Starszym synem. Nie wspomnę o innych relacjach z dorosłymi. Nawet niecały rok to kawał czasu i nie sposób mi mówić do Młodszego innym językiem, bo raz – pewnie dostałabym rozdwojenia jaźni w natłoku codziennych spraw, a dwa – jest to podejście z tak wieloma zaletami, jeśli chodzi o dbałość o każdą relację, na której nam zależy, że nie zamieniłabym go na żadne inne. I choć tu i ówdzie widzę komentarze, że to podejście – mówiąc brzydko – ma zastosowanie do dzieci powyżej 5 roku życia, to ja ŚMIEM SIĘ NIE ZGODZIĆ. Niemowlę pięknie uspokaja się, kiedy mówię np. „Rozumiem, że Ci niewygodnie w tych bucikach, tylko kto chce chodzić, nosi buty”, „Rozumiem, że jesteś bardzo głodny. Jak tylko dojdziemy do domu, dam Ci kolację”, „Widzę, że jesteś bardzo śpiący, więc trzeba się położyć i odpocząć. Jak wstaniesz znów się pobawimy”. Piszę te przykłady i tak sobie myślę, że przecież mówię do dziecka jak do każdego innego, bo z reguły jak widzimy, że komuś coś nie pasuje, to objaśniamy w najprostszy, logiczny sposób. Podobnie jest z uprzedzaniem. „Pobaw się jeszcze chwilę, bo idziemy się kąpać” czy „Kończ chlapanie, bo za chwilę wyciągam Cię z kąpieli”. Te proste zdania już kilku miesięcznemu dziecku oszczędzają płaczu, a nam nerwów, że płacze. Jeszcze wybór. Jechałam autobusem i Młodszy chodził mi po kolanach, był śpiący i wiercił się niemiłosiernie. Powiedziałam: „Albo siedzisz spokojnie na kolanach albo idziesz do wózka”. Nie ma efektu. „Masz tylko jeden wybór: albo siedzisz u mnie na kolanach albo daję Cię do wózka”. Przytulenie do mojego ramienia, koniec wiercenia, powolne zasypianie. Tak, pewnie powiecie, że przypadek. Przez pierwsze 5-10 razy też tak myślałam, lecz ile może być tych przypadków. To po prostu bujda, że niemowlę niewiele rozumie. To nasze podejście i sposób mówienia wpływa na to, czy niemowlę rozumie czy nie.

Dodaj komentarz