WP_20150826_17_45_15_ProUpał niemiłosierny. Siedzę na brzegu wersalki i rozpuszczam się z gorąca. Zmęczona po pracy, myślę, jak zmobilizować się jeszcze do jakiegoś działania, kiedy już wcześniejsze zdarzenia wyssały ze mnie wszelką motywację. Starszy podchodzi i zaczyna rzucać we mnie swoim ukochanym misiem. Miś jak miś, jest kudłaty i zaczyna się do mnie lepić. To jest dokładnie coś przeciwnego, czego akurat potrzebuję. W pierwszym odruchu mam ochotę ofuknąć misia i myślę: “Misiek, spadaj, gorąco mi!” Nie mówiłam i nie mówię tak normalnie do nikogo. Jestem zaskoczona swoją myślą i nie czuję, że jest naprawdę moja. Czuję rozdrażnienie, zmęczenie, potrzebę ochłodzenia, stres po ciężkim dniu, ale nie chęć nieprzyjemnego odzywania się do kogoś. Moje zniechęcenie nie ma nic wspólnego z synkiem, ani misiem. Reflektuję się też, że ten miś to jakby przedłużenie Starszego i nawet w zabawie nie mogę mu powiedzieć czegoś, co jest niezgodne z moim codziennym podejściem. To, co dla mnie tutaj ważne to nie to, że synka potrzeba zabawy, uwagi rodzica kolidowała z moją potrzebą odpoczynku. Istotne jest to, że moje odczucia nie odnoszą się do synka i misia. Związane są z wydarzeniami, które miały miejsce poza domem, moim zmęczeniem upałem i na pewno nie powinny być wyładowane na dziecku i jego zabawce. Kiedy jestem zniecierpliwiona zachowaniem dziecka, mówię to tonem i tak głośno, jak czuję. Jak w każdej rodzinie, zdarzają się nam trudne dni, kiedy z jednego czy drugiego synka wychodzi “łobuz”, a ja irytuję się szybciej. To jednak nie ta sytuacja. Pacanie misiem nie jest powodem, by odrzucać dziecko. Złość powinna mieć właściwego adresata. Tamta złość i frustracja są duże. Mogę je wyładować ćwicząc lub sprzątając. Miś nie zasłużył zachęcającą do zabawy zaczepką, by go ofuknąć. Poza tym miś to współlokator. Starszy na pytanie babci, ile osób u nas mieszka odpowiedział: “Siedem.” Babcia zdębiała: “Siedem?” A synek: “Siedem: mama, tata, Pe. (czyli on), Te. (Młodszy), kotek, miś i kocyk”. Wszyscy w domu są traktowani z szacunkiem. Żartując, to nawet o kocyku nie mogę powiedzieć: “Co ta szmata tu robi?” 😉 Mówię zatem: “Misiuuu, kleję się i lepię. Nie chcę tego, bo mi gorąco.” I już się wygłupiając, bo Starszego bawi, że mówię do misia tak, jak on wcześniej: “Boję się, że się ze sobą skleimy. I będziemy musieli chodzić razem wszędzie aż do wieczornej kąpieli. O tak! O tak!” Udaję chodzenie z przyklejonym do siebie misiem. Starszy chichra się i odpuszcza rzucanie. Jak mówi się z szacunkiem, udziela informacji, to nie tylko dzieci słuchają, ale nawet misie, a jeszcze można swoje potrzeby wyrazić.

Dodaj komentarz