– “Dzień dobry bardzo!” – pisarka wpadła na środek pokoju niesiona energią niezrozumiałej dla mnie radości.
– “Robisz sobie czasem przerwy od tego hurra-optymizmu?” – zapytałam zgryźliwie jak zwykle.
– “To nie hurra-optymizm. Mylisz pojęcia…” – zaczęła.
– “Oczywiście, że mylę pojęcia, a raczej świadomie i z premedytacją używam ich mylnie, aby zgasić twoje nieuzasadnione poczucie szczęścia.” – przerwałam jej, żeby była pewna, że kto jak kto, ale od pojęć specjalistką to ja tu jestem.
– “Cóż Ci tak przeszkadza moja radość i energia? Masz jakieś zmartwienie?” – pisarka nie zrażona moim tonem, znów się o mnie zatroszczyła.
– “Mam albo i nie mam. To zależy. Rozmyślam po prostu.”
– “To widać. Nie widać, jednak nad czym. Może uchylisz rąbka tajemnicy?” – pisarka szybko się uczy, zaczyna odparowywać w moim stylu.
– “A nad uczeniem się rozmyślam i nie tylko. Nad starością i przestarzałymi zainteresowaniami moimi.”  powiedziałam, lecz zwątpiłam w sens swojej  wypowiedzi, bo przypomniałam sobie, że co jak co, ale te klimaty pisarka ceni sobie najbardziej, a przynajmniej na równi z innymi – dziwnymi dla przeciętnego człowieka.
– “Któreż to zainteresowania podpadają pod przestarzałe?” – pisarka okazała tu pewną nadwrażliwość.
– “Filozofia na przykład.”
– “Masz coś do filozofii?” – uderzyłam w pisarki wrażliwe struny i zaczynała się oburzać, a ja zacierałam ręce, że potrafię wybić ją z tego permanentnego zadowolenia.
– “Kiedy tu sobie obie siedzimy w naszym zramolałym zaciszu, gdzie wiatr między meblami jak między zabytkami szumi i coś mi się tam przypomni, to nic. “Na mieście” jednak palnęłam i mnie otrzeźwiło.”
– “Gdzie i co takiego mogłaś palnąć filozoficznie?” – pisarka przeszła w drwinę.
– “No w klubie tanecznym byłam. Tak, tak, to nie miejsce i nie czas i filozofią wyjeżdżać, ale mnie zaćmiło. Chciałam dziewczynę pocieszyć, bo się pożaliła, że tańczy i tańczy, a efektów nie widać i z Augustynem jej wyjechałam.” – podparłam głowę ręką i zamyśliłam się smutno nad swoimi zapędami.
– “Z jakim Augustynem?” – pisarka udała głupią.
– “Widzisz, ona tak samo zapytała.” – jeszcze bardziej mnie to zasmuciło. – “No ja to powiedziałam jakby każdy wiedział, kto to Augustyn.”
– “Święty Augustyn powiadasz. Z nim się zapędziłaś. Haha…” – pisarka przestała udawać, lecz wcale nie zamierzała mi współczuć. – “Świętego do tańca zaprzęgłaś, to co się dziwisz”.
– “Jakby nie tańczył” – prychnęłam. – “Może jeszcze lepsze wygibasy wyczyniał, zanim go Monika modlitwami nawróciła.” – dałam się pisarce złapać i wydało się, że coś wiem w tym temacie więcej niż się na co dzień przyznaję.
– “Tańczył czy nie tańczył. W tym klubie tego nie robił, więc co ma piernik do wiatraka?” – pisarka na pewno wiedziała, co mogłam palnąć z Augustyna w klubie, lecz ciągnęła ze mnie jak na spowiedzi.
– “Powiedział, że skokowo się uczymy, czyż nie? Można męczyć się i męczyć, a miesiącami postępów nie robić, a nagle hop – w jeden dzień wszystko, czego się nauczyliśmy pokazuje się naraz. No to dziewczynę pocieszyłam, co się ma zniechęcać. Z angielskim tak miałam, z koszykówką, potwierdzoną wiedzę podaję dalej.”
– “To piękny uczynek zrobiłaś. Dziewczynę wsparłaś…” – pisarka niby chwaliła, lecz minę miała podejrzaną.
– “… i jakże daleko od siebie uciekłaś. Czyż to nie ten sam Augustyn pisał: <Dokąd mogłem uciec od siebie samego?>? – pisarka wiedziała, że idzie po bandzie, więc szykowała się do skoku w swoją niedostępną dla mnie pisarską otchłań bytu i niebytu. Ona też nauczyła się, że ze mną gdym zmartwiona i rozdrażniona zadzierać nie warto. – “Od filozofii w domu do filozofii w klubie uciekłaś” – zaśmiała się triumfalnie i tyle ją widzieli.

Dodaj komentarz